Była środa. Właśnie jechałem moją standardową rundkę do Niepołomic, ale tym razem postanowiłem wprowadzić pewną modyfikację trasy i przejechać przez Szarów. Gdy dotarłem do Niepołomic, właśnie mijałem plac budowy ronda przy moście na Wiśle. Wjechałem na WTR, gdzie zauważyłem starszego pana na szosie, który mozolnie wytaczał się pod górę spod mostu. Usłyszałem, jak woła „zaczekaj” i coś jeszcze, czego nie dosłyszałem. Odwróciłem się i zobaczyłem, jak kończy wspinaczkę; w pobliżu byli tylko robotnicy z budowy i ja. Uznałem, że wołanie skierowane było do mnie, więc zwolniłem.
Starszy pan dołączył do mnie i rzeczywiście to mnie wołał. Mógł mieć około 70 lat, ale był ubrany w pełni kolarsko i jechał na porządnym rowerze marki Jamis. Wyglądał, jakby chciał przejechać się z kimś i trochę porozmawiać. Mnie to odpowiadało, bo od Niepołomic planowałem już spokojniejszą jazdę. Tak jechaliśmy razem, wymieniając się uwagami na temat rowerów.
Opowiedział mi o moim rowerze, zaprojektowanym specjalnie na wyścig Paris-Roubaix, z charakterystycznymi odcinkami brukowanymi kamieniem polnym. Wyjaśnił, że rower ma specjalne elementy konstrukcji pochłaniające drgania. Ja to wszystko wiedziałem, ale tego tłumienia nie odczuwam. Starszy pan odpowiedział, że to pewnie dlatego, że nie jeżdżę po bruku. Stwierdziłem, że jeździłem po bruku nie raz i zawsze miałem podobne odczucia – trzęsie, nawet na rowerze z „amortyzatorami”. Starszy pan zauważył też, że mam klamki hamulcowe ustawione nieco zbyt wysoko i zasugerował, że powinny być niżej. Wyjaśniłem, że taka pozycja jest dla mnie wygodniejsza przy dłuższej jeździe. Wyglądał na lekko sceptycznego wobec moich wyjaśnień. Wypytywał mnie o dłuższe trasy, po czym kiwnął głową z uznaniem. Okazało się, że kiedyś ścigał się na rowerze, a teraz jeździ już tylko rekreacyjnie.
Cały czas jechaliśmy wolno wałem przy Wiśle. Dla mnie było dobrze, ale starszy pan miał inne plany – w pewnym momencie powiedział: „Jedziemy!” i kazał mi jechać z przodu. On wskoczył na moje koło. Przyspieszyłem do około 37 km/h i trzymałem tę prędkość przez kilkaset metrów, ale kiedy wyjechałem z zakrętu, wiatr uderzył prosto w twarz i musiałem zwolnić. Wtedy dostałem pierwszą „naganę”. Nowy kolega zapytał: „Po co przyspieszasz do 37 km/h, a potem jedziesz 34 km/h?” Odpowiedziałem, że to przez wiatr, a on, z uśmiechem, odpowiedział, że powinienem było od razu jechać 34 km/h i pracować nad utrzymywaniem stałej prędkości. Potem nastąpiła zmiana – to ja jechałem za nim. Starszy pan utrzymywał tempo na poziomie 34 km/h, biorąc na siebie cały wiatr, podczas gdy ja spokojnie podążałem za nim.
Po kilku minutach dotarliśmy do zjazdu pod most kolejowy i zwolniliśmy. Starszy pan opowiedział mi dwie historie, które mu się przytrafiły w tym miejscu. Pierwsza dotyczyła rowerzysty, który wpadł na niego na zakręcie przy polu kukurydzy, a druga – faceta, który wjechał w pole kukurydzy, by uniknąć kolizji. Z tego powodu zawsze jechał ostrożnie w tym miejscu. Ja także zwykle tam uważałem, bo wysoka kukurydza ogranicza widoczność.

Po wyjechaniu z powrotem na wał, ja ponownie jechałem pierwszy. Po kilkuset metrach wjechaliśmy na drogę w kierunku Brzegów, a wtedy starszy pan radykalnie zmienił swoje zachowanie i przeobraził się w rasowego zawodnika. Narzucił tempo, 37-39 km/h, i trzymał je przez 1,5 kilometra. Po zmianie ja znalazłem się na prowadzeniu i starałem się nie zwalniać. Utrzymywałem tempo, a czasem nawet przyspieszałem. Tak dojechaliśmy do Brzegów. Następnie starszy pan wyprzedził mnie, osiągając 45 km/h, i w tym tempie dotarliśmy do mostku na Serafie, gdzie zwolniliśmy ze względów bezpieczeństwa.
Za mostkiem skręciliśmy w prawo i jechaliśmy, rozmawiając. Pan zapytał mnie o rok urodzenia, a kiedy odpowiedziałem, skomentował, że w moim wieku jeszcze się ścigał. Powiedział, że powinienem trenować, bo kariera jeszcze przede mną. Oczywiście rozumiałem, że to żart. Poradził mi również, bym dostosował swój rower do szybszej jazdy, poprzez obniżenie klamek i całej kierownicy oraz wymianę kół na lżejsze, najlepiej karbonowe.
Najważniejszą poradą, którą od niego usłyszałem, było to, żeby zawsze jeździć z lepszymi od siebie. Chociaż teoretycznie o tym wiedziałem, nigdy nie przywiązywałem do tego dużej wagi. Wydawało mi się, że jestem w stanie wytrenować się sam na własne potrzeby. Jednak to, co pokazał mi starszy pan podczas naszej 20-minutowej podróży, uświadomiło mi, że można jechać dużo szybciej i czerpać z tego radość. Okazało się, że obecność drugiej osoby na treningu wprowadza dodatkową motywację do większego wysiłku, i to bardzo skuteczną. To był nieplanowany trening, który przyniósł pewne zmiany w moim myśleniu o jeździe na rowerze.
Widać było, że starszy pan doskonale czuje się na rowerze, że jazda sprawia mu ogromną przyjemność. Dla mnie jego postawa była wielkim zaskoczeniem. Spotkałem starszego, niepozornego pana, który okazał się mieć nieprzeciętną formę. Szacunek dla tego pana. Dziękuję za wspólną jazdę i cenne porady.